Naukę łączył z aktywnością społeczną wspierając działalność polskich organizacji narodowych, które na terenie Wolnego Miasta Gdańska znajdowały się pod naciskiem niemczyzny. Adam Doboszyńskie dał się poznać jako dobry działacz i organizator, był współzałożycielem Bratniej Pomocy Zrzeszenia Studentów Polskich i oraz prezesem Polskiej Korporacji Akademickiej „Wisła”. Otrzymał także godność członka honorowego Związku Polskiej Młodzieży Akademickiej i Związku Polskich Korporacji Akademickich. Trzykrotnie brał udział w kongresach Międzynarodowej Konferencji Studentów, przewodnicząc delegacji polskiej na zjeździe w Budapeszcie. W 1925 r. ukończył studia uzyskując dyplom inżyniera budowlanego. W latach 1925 - 1927 kontynuował naukę w Szkole Nauk Politycznych w Paryżu, jednak musiał je przerwać z powodu kłopotów materialnych rodziny. Po powrocie do kraju ukończył z wyróżnieniem Szkołę Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie uzyskując stopień podporucznika rezerwy. W tym okresie zajął się zarządzał też rodzinnym majątkiem w Chorowicach pod Krakowem. Powstały wówczas jego pierwsze książki: wydana w 1928 r. powieść „Słowo ciężarne”, która wzbudziła polemikę na temat socjologicznej roli radia w kształtowaniu poglądów politycznych i społecznych, a także praca z zakresu praca demografii „Szlakiem Malthusa” i nie wydany dramat „Trans”. Udzielał się także w środowisku ziemiańskim pełniącą w latach 1929 1931 obowiązki sekretarza krakowskiego oddziału Związku Ziemian.
W 1931 r. Doboszyński przystąpił do Obozu Wielkiej Polski i od tej pory pozostawał czynny politycznie w szeregach polskiego obozu narodowego. Po rozwiązaniu OWP zachował dystans wobec różnych inicjatyw politycznych podejmowanych przez różne środowiska młodych działaczy wywodzących się z ruchu narodowego. W 1933 r. podczas pobytu w Anglii, nawiązał znajomość z Gilbertem Keith Chestertonem, wybitnym pisarzem katolickim, który wywarł duży wpływ na poglądy Aama Doboszyńskiego. Znalazło to wyraz w wydanej w 1934 r. pracy „Gospodarka Narodowa”, przyjętej z entuzjazmem przez narodowców „młodego pokolenia”. Książka odniosła wielki sukces, ukazały jej trzy wydania, druk czwartego przerwał wybuch wojny.
Praca została uznana za symbol scalenia polskiego nacjonalizmu z nauką społeczną Kościoła Katolickiego. Poglądy Adama Doboszyńskiego na gospodarkę narodową ukształtowały się pod wpływem pism Św. Augustyna i Św. Tomasza z Akwinu, będących punktem wyjścia jego rozważań. W oparciu o naukę kościoła katolickiego zawartą w encyklikach papieskich poddał krytyce uznając za niemoralny zarówno liberalny kapitalizm, z jego przewodnim hasłem niczym nie skrępowanej wolności, jak również wspólną dla socjalizmu i komunizmu formę ustroju kolektywistycznego. Dowodził, że obie doktryny, pozornie tak różne, wyrastają z jednego wspólnego antychrześcijańskiego korzenia - światopoglądu materialistycznego. Komunizm niszczył jestestwo człowieka, miażdżąc wszystko co odstawało od marksistowskich teorii i eksploatował jednostkę w służbie utopii. Liberalizmowi zarzucał deprecjonowanie etosu pracy, zdegradowanie jej do roli jednego ze środków do osiągnięcia zysku materialnego. Gospodarka liberalna miała tłumić moralność wyzwalając w człowieku pierwotny instynkt chciwości i rządzę zysku, który jako jedyny cel życia prowadzi człowieka do pogoni za zyskiem bez pracy. Postępujący proces bezmyślnego uprzemysłowienia, gigantomanii i centralizowania gospodarek gospodarki Adama Doboszyńskiego. oceniał jako zło, przyczynę upadku moralnego społeczeństw i postępującego wyzysku ludzi. Przewidywał, że wraz z głębokim kryzysem gospodarczym lat 30-stych kapitalizm wszedł w okres schyłkowy.
Koncepcja Adama Doboszyńskiego zakładała przebudowę społeczną w Polsce, stworzenie społeczeństwa narodowego, silnego organizmu stanowo - zawodowego, zdolnego obronić naród przed towarzyszącym kapitalizmowi zjawiskiem koncentracji przemysłu. Społeczeństwo to jego zdaniem powinno przypominać „...budowę organizmu, w którym człowiek nie może być odosobniony lecz czuć oparcie w rodzinie, organizacji zawodowej i stanowej, oraz Ojczyźnie”. Doboszyński oparł swój system o koncepcję korporacyjną. Podstawą nowego, projektowanego ustroju gospodarczego miały stać się korporacje zawodowo stanowe, obejmujące wszystkie dziedziny gospodarki i stanowiące rodzaj samorządu gospodarczego. Miały one zrzeszać ludzi powiązanych nie tylko rodzajem wykonywanej pracy, lecz także wspólna etyką zawodowa wynikającą z długoletniej tradycji, instancji organizacyjnych oraz sankcji. Korporacje miały hierarchicznie zrzeszać pracowników i pracodawców, tworząc z kolei organizacje coraz wyższego stopnia składające się w strukturę państwa narodowego. Innym postulatem Adama Doboszyńskiego było zachowanie w narodzie podziału stanowego, wynikającego ze światopoglądu, tradycji, wychowania. Przynależność stanowa miała wzmacniać poczucie własnej wartości w człowieku. Jednak w systemie tym ludzie zdolni, bez względu na pochodzenie , mogliby wspiąć się na stanowiska kierownicze narodu. Drogą do awansu było więc wykształcenie, praca, samozaparcie i talent. Oceniając szansę realizacji swojego projektu przewidywał, że korporacje zawodowe powstaną szybko, ale proces tworzenia się stanów będzie długi i jego zakończenia doczekają dopiero następne pokolenia Polaków. „Doboszyński to żarliwy katolik” charakteryzował jego poglądy najwybitniejszy publicysta lat 30-stych Stanisław Piasecki.
To katolik nowego typu jego wyznaniem wiary był zawsze katolicyzm czynny, katolicyzm nie od święta, ale na co dzień, katolicyzm twórczy, przekształcający świat według zasad moralności, tworzący nowy ustrój sprawiedliwości społecznej i narodowej. (...) to jest typ mistyka czynnego. Głosił swoją prawdę w książkach, artykułach, wystąpieniach publicznych. Walczył słowem o ideał - jak go nazywa w „Gospodarce Narodowej” - Godziwej Polski.
Od 1934 r. Adam Doboszyńskie związał się ze Stronnictwem Narodowym, gdzie powierzono mu funkcje referenta prasy i propagandy okręgu krakowskiego. Wygłaszał odczyty w środowiskach robotniczych Bielska Białej, Częstochowy, Łodzi, Radomia i Borysławia. Organizował związki zawodowe „Praca Polska” w Krakowie, będącą organizacja zawodową robotników w ramach Stronnictwa Narodowego. Był powszechnie uznawany za autorytet w sprawach gospodarczych. Swoje poglądy propagował w wielu artykułach i drukach propagandowych poświęconych narodowym zasadom gospodarczym i na licznych odczytach dla działaczy akademickiej „Młodzieży Wszechpolskiej”. Pozostawał w bliskich kontaktach z działaczami secesyjnego Obozu Narodowo Radykalnego: Tadeuszem Gluzińkim, Aleksandrem Heinrichem, Wojciechem Zaleskim (redaktorem dziennika „ABC”) oraz działaczem Ruchu Narodowo Radykalnego „Falanga” Wojciechem Wasiutyńskim. Był aktywny jako organizator struktury SN w okręgu krakowskim, wykazując się dużym zmysłem organizacyjnym w pracy propagandowej urządzając wiele popularnych spotkań i otwartych odczytów politycznych. Efektem był znaczny wzrost liczebny i rozwój organizacji. Wykorzystywał też tak niekonwencjonalne środki szerzenia propagandy jak objazdowe biblioteki zawierające publikacje obozu narodowego, które przemieszczały się od wsi do wsi. Przeszkodą pracy politycznej były częste represje władz sanacyjnych, konfiskaty druków, rozwiązywanie zebrań przez policję, czy aresztowania działaczy. Sam Adam Doboszyńskie dwa razy o mało nie został zesłany do obozu w Berezie Kartuskiej.
W czerwcu 1936 r. Adam Doboszyński protestując przeciwko policyjnym i administracyjnym represjom wobec członków SN w Polsce, a w swoim powiecie w szczególności, podjął decyzję o przeprowadzeniu zbrojnej demonstracji, nazwanej później „wyprawą myślenicką”. „Policja tak szykanowała naszych - stwierdził po latach - że gdybym nie zareagował, położyłaby się robota w powiecie”.
Powodem celem akcji była chęć ukarania miejscowego starosty Antoniego Basary, który tolerował korupcję i faworyzował żydowskich przedsiębiorców. Był on znany ze swojej niechęci do SN i jako główny inspirator szykan i represji miejscowych działaczy stronnictwa, a zwłaszcza uczestników prowadzonej metodami pokojowymi akcji bojkotu gospodarczego żydowskiego handlu.
W nocy z 22 na 23 czerwca Adam Doboszyński na czele grupy członków SN, opanował na kilka godzin miasteczko Myślenice. Rozbrojono posterunek policji i zerwano kable telefoniczne. W znajdujących się na rynku sklepach żydowskich stłuczono szyby wystawowe, a znajdujące się w nich towary zostały zniesione na rynek i podpalone. Kierujący akcją Adam DDoboszyński zabronił jakichkolwiek aktów grabieży, a także stosowania przemocy fizycznej i bacznie pilnował, by jego ludzie wykonali ten rozkaz. Na jego polecenie podjęto też próbę podpalenia synagogi, lecz można przypuszczać, że spalenie jej nie było w istotnie jego intencją. Chodziło tu jedynie o antyżydowską manifestację propagandową - wskazuje na to nieudolność sprawców, posiadających benzynę i inne środki łatwopalne, których działania spowodowały jedynie wypalenie niewielkiej dziury w podłodze w przedsionku świątyni, co nie stanowiło dużej szkody. Gdyby rzeczywiście Adam Doboszyński zamierzał spalić synagogę, posiadał wystarczająco dużo czasu i możliwości by zrealizować swój zamiar. Nie udało się natomiast, tak jak pierwotnie planowano, ująć i wychłostać starosty Myślenic, który ukrył się w mieszkaniu swojej gosposi. Nad ranem oddział dowodzony przez Adama Doboszyńskiego wycofał się z miasteczka - nie rozpuścił on jednak ludzi do domów, licząc, że reakcja policji będzie słaba. Tymczasem policja rzuciła w teren trzy grupy pościgowe, które w toku kilkudniowego pościgu dwukrotnie starły się z grupą Adama Doboszyńskiego, kierującą się na południe w stronę granicy z Czechosłowacją. W wyniku walk grupa została rozproszona, a większość jej członków aresztowana. W starciu z policją i strażą graniczną dwie osoby poniosły śmierć (jedną z ofiar był Józef Machno), a jeden uczestnik został ranny. Sam Adam Doboszyńskie mimo możliwości ucieczki do Czechosłowacji, po kilku dniach ukrywania się, 30 czerwca, dobrowolnie oddał się w ręce policji. Z wydarzeniem tym wiążą się dwie teorie. Według żartobliwej wersji W. Wasiutyńskiego Adam Doboszyńskie nie przekroczył granicy, wiedząc, że oczekują go tam dziennikarze. Podczas akcji na Myślenice, Adam Doboszyńskie miał nowe buty, które w czasie ucieczki tak otarły mu nogi, że zmuszony był je zdjąć i chodzić boso. Dla polskiego szlachcica pokazanie się bez butów grupie ludzi z towarzystwa było dyshonorem, wobec czego zdecydował się raczej poddać policji, aniżeli przeżyć taką kompromitację. Prawdziwy powód był nie mniej romantyczny. Adam Doboszyński wiedział, że wszyscy uczestnicy biorący udział w zajściach myślenickich zostali aresztowani. Byli to w większości pracownicy jego majątku, za których czuł się odpowiedzialny i nie mógł znieść myśli, że przeciwnicy będą mieli satysfakcje mówiąc, że on dziedzic - uciekł, a jego chłopi zostali wsadzeni do więzienia. Postanowił nie opuszczać w potrzebie tych, którzy mu zaufali i podczas przesłuchania przez policję wziął całą winę na siebie. Sąd okręgowy w Krakowie skazał 36 oskarżonych chłopów narodowców na kary od 6 do 20 miesięcy więzienia, przy czym 20 z nich karę zawieszono, a 11 uniewinniono. Przywódca wyprawy stanął przed sądem 14 czerwca 1937 r. i był to jeden z najsłynniejszych procesów politycznych II Rzeczypospolitej. Akt oskarżenia przewidywał min. wtargnięcie i zdemolowanie komisariatu policji, zawłaszczenie znajdującej się tam broni, zniszczenie i podpalenie kilku sklepów, wtargnięcie i zdemolowanie mieszkania starosty, rozbrojenie strażnika miejskiego i próbę popalenia synagogi. Swój czyn Adam Doboszyński określał jako demonstracje przeciwko terrorowi policyjnemu panującemu w powiecie myślenickim, który uważał za symbol panującego systemu sanacyjnego. Sama akcja nie miała według niego na celu żadnego anarchistycznego zamachu. Ława przysięgłych uniewinniła Adama Doboszyńskiego od wszystkich zarzutów, uznając, że działał w warunkach "wyższej konieczności". Ten sensacyjny wyrok odbił się szerokim echem w kraju i doprowadził do skasowania przez ministerstwo sprawiedliwości sądów przysięgłych na terenie dawnego zaboru austriackiego. Uniewinnienie zostało uchylone przez Trybunał Apelacyjny i po ponownej rozprawie w lutym 1938 r. we Lwowie uznano Adama Doboszyńskiego winnym tylko jednego zarzutu: zagarnięcia broni z posterunku policji. Ostatecznie Sąd Apelacyjny we Lwowie skazał go na trzy i pół roku więzienia, które Adam Doboszyński opuścił dzięki urlopowi zdrowotnemu w lutym 1939 r.
Na wolności nie zrezygnował z aktywności politycznej. W kwietniu 1939 r. na Ogólnopolskim Zjeździe SN popierał kandydaturę Zygmunta Berezowskiego na stanowisko Prezesa SN, a w razie jego wyboru sam miał zostać wiceprezesem stronnictwa. Berezowski przegrał, a Doboszyński wszedł w skład Komitetu Głównego SN. Wygłosił wówczas serię odczytów politycznych w wielu miastach Polski wzywając do konsolidacji narodowej i obrony państwa.
W sierpniu 1939 r. nie otrzymał przydziału do wojska, co czynniki rządowe uzasadniały ciążącym na nim wyrokiem pozbawienia praw publicznych. Po wybuchu wojny wstąpił ochotniczo do wojska, dowodził oddziałem saperów. Ranny w bitwie pod Lwowem zdołał zbiec z niewoli niemieckiej. Po klęsce wrześniowej przedostał się przez Węgry i Mediolan do wojska polskiego we Francji, a następnie w Wielkiej Brytanii. Za zasługi wojenne został odznaczony Krzyżem Walecznych i francuskim Croix de Guerre. Na emigracji w randze porucznika pozostał w wojsku, ale równocześnie prowadził działalność polityczną na własna rękę. Krytykował SN i jego prezesa Tadeusza Bieleckiego za ugodowość wobec rządu gen Władysława Sikorskiego i oficjalnie wystąpił ze Stronnictwa Narodowego. Brał udział w pracach powołanego wiosną 1942 r. Komitetu Zagranicznego Obozu Narodowego, którego był pomysłodawcą i jednym z organizatorów. Celem komitetu było wypracowanie wspólnego stanowiska politycznego przez działaczy Stronnictwa Narodowego, Obozu Narodowo - Radykalnego "ABC" i falangistów Bolesława Piaseckiego.
„Przyczyniając sie do założenia Komitetu - wspominał Doboszyński - miałem nadzieje, że doprowadzi on do takiego zbliżenia wzajemnego poszczególnych ugrupowań narodowych , że będzie mogło wreszcie dojść do utworzenia jakiegoś wspólnego ruchu katolicko - narodowego, do którego zmierzałem od dawna”.
W tym czasie dużo publikował ukazały się wówczas dwie części pracy "Wielki Naród", dedykowanej "bojowcom ukraińskim kolegom z celu i spaceru" oraz "Zagrody i wspólnoty". W "Catholic Herald" i "Weekly Review" propagował katolickie koncepcje ustrojowe i społeczno gospodarcze. W latach 1940 1941 wraz z księdzem Stanisławem Bełchem wydawał pismo "Jestem Polakiem", będące trybuną dla środowisk narodowych, niezadowolonych z polityki Sikorskiego. Na jego łamach wystąpił z krytyką rządu za jego dążenie do podpisania układu z Rosja Sowiecką. Uważał Sikorskiego za człowieka słabego, którego kariera oparta była o kontakty z czynnikami zagranicznymi, a premierem rządu polskiego na wychodźstwie został pod naciskiem rządu francuskiego. Za swoje poglądy został zesłany do obozu odosobnienia na wyspę Bute, gdzie przebywał od kwietnia 1941 do stycznia1942 r. Po wyjściu na wolność w dalszym ciągu prowadził działalność opozycyjną. W 15 lutego 1943 r. w ukazującym się nielegalnie w Wielkiej Brytanii piśmie "Walka" opublikował list otwarty do Prezydenta Władysława Raczkiewicza i gen. Kazimierza Sosnkowskiego, w którym następująco charakteryzował aktualną sytuację sprawy polskiej:
„(...) Położenie Polski stało się tak tragiczne, że nie wolno nam stracić ani minuty. Musimy przestawić naszą politykę całkowicie. Musimy zacząć mobilizować opinie całego świata w obronie Polski przeciw Sowietom. Musimy stworzyć Rząd, złożony z najtęższych ludzi, którymi rozporządza Naród. Panu Panie Prezydencie narzucono na jesieni 1939 r. zobowiązanie nie usuwania gen Sikorskiego. Zobowiązanie to jest sprzeczne z Konstytucją i całkowicie nieważne; są to pacta conventa przypominające najgorsze wzory z epoki upadku Rzeczypospolitej. (...) Niech Pan stanie, Panie Prezydencie, na wysokości historycznego zadania i usunie Rząd, prowadzący Polskę do zguby. Człowiekiem, który cieszy się zaufaniem ogółu Polaków, jest gen. K. Sosnkowski. Niech Go Pan powoła do władzy, Panie Prezydencie. Niech Pan utworzy Rząd, Panie Generale. Nie wolno się Panu wahać albo usuwać. Ratujcie Polskę, pogrążaną coraz głębiej przez ludzi nieodpowiedzialnych. Poprą Was polscy żołnierze i wszystko, co w Narodzie uczciwe i ofiarne.”
List spotkał się z poparciem wielu emigracyjnych środowisk politycznych, jednak za jego opublikowanie Adam Doboszyński został przejściowo aresztowany, a następnie wydalony z wojska, a wydawca pisma "Walka", Zygmunt Przetakiewicz, został skazany na 7 miesięcy więzienia. Mieszkając w Londynie żył w biedzie, wspomagany czasami przez kolegów z wojska. Mimo tych kłopotów dużo pisał: w 1945 r. wydał po angielsku "Ekonomię miłosierdzia" ("Economics of charity"), w 1946 r "Słownik pojęć politycznych" i "Dwie płaszczyzny nacjonalizmu", przetłumaczył min. "Krótką historię Anglii" autorstwa G. K. Chestertona i "Kryzys pieniądza" Ch. Hollisa. Pozostał także aktywny politycznie w organizacji Pokolenie Polski Niepodległej, propagował ideę powołania federacji narodów środkowo - europejskich, którą uważał za najlepsze zabezpieczenie przed ekspansją Niemiec i Rosji. Należał do władz Klubu Federacji Środkowo Europejskiej w Londynie. Popierał też działalność Antybolszewickiego Bloku Narodów, w którego skład wchodzili min. Ukraińcy, Białorusini oraz narody kaukaskie. Był czynny w akcji informowania o zbrodni katyńskiej, na przekór brytyjskim i polskim czynnikom oficjalnym zainteresowanym dobrymi stosunkami ze Związkiem Sowieckim. Krytykował nieprzemyślane i nie przynoszące korzyści Polsce szafowanie polską krwią, przekonywał o szkodliwości szerzącej się w polskim podziemiu ideologii powstańczej. Dawał wyraz obawom, że jeśli w okupowanym kraju wybuchnie powstanie, będzie ono równie tragicznego w skutkach co zrywy dziewiętnastowieczne. W opublikowanej w listopadzie 1943 r. artykule "Ekonomia krwi" twierdził, że przez dwieście lat niewoli ciągoty powstańcze zaszczepiali Polakom ich wrogowie, ciągnący korzyści z nieudanych zrywów, których głównym efektem było wyniszczenie najbardziej ideowych i patriotycznych jednostek narodu. Przebieg Powstania Warszawskiego w 1944 r. potwierdził trafność tych przewidywań. Po wojnie główną troską było przeciwdziałanie kolejnemu powstaniu narodowemu w okupowanej przez komunistów Polsce - uważał bowiem, że doprowadziłoby ono do ostatecznego zlikwidowania Polski.
„Powstanie przeciw Rosji zakończyłoby się klęską i wywozem wszystkich Polaków na zawsze na wschód Finita Polonia” - twierdził w 1946 r.
Uważał, że wybuch nowej wojny przeciwko Związkowi Sowieckiemu jest nieunikniony, jednak nie doprowadzi ona do wyzwolenia Polski. Przewidywał, że wywiady aliantów zachodnich będą dążyć do wykorzystania antykomunistycznego podziemia w Polsce do wzniecenia nieudanego powstania, które odciążyłoby ich własny wysiłek zbrojny. Przewidywał, że okupacja sowiecka jest sytuacja przejściową, będzie jednak ciężkim dla doświadczeniem dla Polaków. Dlatego opowiadał się za zlikwidowaniem podziemia w kraju, ewakuowaniem kadry wojskowej na zachód (tzw. "elita walki"), pozostawiając w kraju część nieczynnych działaczy politycznych i społecznych ("elita trwania") w oczekiwaniu na zmianę warunków geopolitycznych. Już w pracy "Ekonomia krwi" zawarł myśl, że po hekatombie jakiej doznało społeczeństwo polskie w okresie okupacji niemieckiej, Polacy powinni nastawić się na przetrwanie nie wymagające złożenia kolejnej ofiary krwi. Pragnął osobiście zapoznać się z sytuacją polityczną, społeczna i gospodarczą w kraju, a ponadto wpłynąć na władze podziemia niepodległościowego, aby rozwiązały działające oddziały partyzanckie i wytłumaczyć im, że wszelkie rachuby na pomoc zachodu zawiodą. W tym celu grudniu 1946 r. postanowił osobiście przedostać się do Polski. Jego wyprawa nie była wcześniej zaplanowana, stanowiła przedsięwzięciem całkowicie improwizowanym. W ciągu pierwszej połowy 1947 r. jeździł po całym kraju i odbył kilkadziesiąt spotkań z działaczami narodowymi i katolickimi. Byli wśród nich księża: J. Zieja, J. Piwowarczyk, działacze katoliccy i narodowi: J. Braun, K. Studentowicz, M. Pszon, L. Mirecki, N. Siemaszko, K. Kobylański i inni. Planował, że wynikiem tych spotkań będzie powstanie tzw. "Ośrodka", nieformalnego środowiska, które miało wypracować wspólny program dotyczący bieżącej sytuacji. Miał on nadzieję, że po klęsce Rosji Sowieckiej w starciu z Amerykanami i wygaśnięciu okupacji komunistycznej, grupa ta stanie się zaczątkiem szerokiego frontu katolicko narodowego, który odbuduje nowa silną Polskę. Było to jednak zadanie niewykonalne w ówczesnym czasie, o czym przekonał się w czasie pobytu w kraju. Większość rozmówców została szybko aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa. Nie udało się doprowadzić do spotkania ze słynnym dowódcą partyzanckim Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Romualdem Rajsem ps. "Bury". W tym czasie napisał swoją ostatnią pracę zatytułowaną "W pół drogi". Zawarł w niej syntezę swej myśli politycznej, ocenę ówczesnej sytuacji politycznej Polski, prognozy na przyszłość oraz wskazania dla ruchu narodowego.
Nie zdążył wykonać ostatecznej redakcji tekstu swego ostatniego dzieła. Funkcjonariusze UB aresztowali go w Poznaniu 3 lipca 1947 r. Śledztwo prowadził osobiście pułk. J. Różański Goldberg, przy zastosowaniu szeregu wymyślnych szykan i tortur. 18 czerwca 1949 r. rozpoczął się pokazowy proces przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Został oskarżony o współpracę z wywiadem hitlerowskich Niemiec i Stanów Zjednoczonych, co z samego założenia było absurdalnym fałszem. Na sali sądowej odwołał zeznania złożone w śledztwie i obnażył metody jakimi posługiwało się UB w celu ich wymuszenia:
„Przyszedł moment, że władze śledcze wysunęły zarzut mojej współpracy z wywiadem niemieckim, jak wnioskowałem opierając się na fałszywych zeznaniach Kowalewskiego [agent UB w celi, wcześniej nie związany z Adamem Doboszyńskim]. Przez dłuższy czas opierałem się i nie chciałem się przyznać do tego faktu, który nie jest prawdą. W miarę moich rozmów z oficerami śledczymi przekonałem się, że władze śledcze mają całą koncepcję mojej współpracy. (...) Walczyłem dalej. Wtedy rozpoczęła się na mnie presja fizyczna (...) 4 doby byłem bity i męczony bez przerwy. (...) Po tych czterech dobach widząc, że wyjdę z tych męczarni w najlepszym dla mnie razie ze zdrowiem zrujnowanym tak, że nawet wyrok uniewinniający będzie dla mnie bez wartości (...), postanowiłem przyznać się do czynów niepopełnionych i odwołać je przy pierwszej sposobności tzn. na pierwszej publicznej rozprawie (...) Śledztwo trwało przez dwa lata. Musiałem brnąc dalej i komponować, bo byłem zagrożony w każdej chwili tym, że ponownie zaczną się represje.(...)”.
11 lipca sąd wydał wyrok, skazując Adama Doboszyńskiego na karę śmieci. Wyrok ten został utrzymany następnie przez Najwyższy Sąd Wojskowy, a prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Do końca zachował godną postawę, która budziła nawet podziw jego katów. Jeden z nich po zamordowaniu Adama Doboszyńskiego złożył następujący raport zwierzchnikowi:
„Dziś rano wykonaliśmy Doboszyńskiego. Dzielnie się chłop trzymał”. Doboszyński został rozstrzelany w dniu 29 sierpnia 1949 r. w więzieniu Mokotowskim.
Nawet po śmierci postać Adama Doboszyńskiego stanowiła dla lewicy cel zaciętych ataków. W czasach PRL-u bezcześcili pamięć D. komuniści w prasie oficjalnej, w publikacjach drugiego obiegu. Robili to samo działacze z kręgów opozycyjnej tzw. demokratycznej lewicy. Po latach starań rodziny i przyjaciół 29 kwietnia 1989 r. Sąd Najwyższy ostatecznie oczyścił ze wszystkich zarzutów i pośmiertnie zrehabilitował Adama Doboszyńskiego.
Wojciech Jerzy Muszyński
Komentarze obsługiwane przez CComment